To było hmm… niełatwe spotkanie.
Emerytowany pułkownik inżynier D, mieszkający w urokliwej
wiosce pod Wrocławiem, do 1979 r. był inspektorem technicznym urządzeń
sanitarnych upoważnionym do kontroli nie tylko polskich jednostek wojskowych,
ale także jednostek Armii Radzieckiej stacjonujących na terenie Polski. Miał
specjalne pełnomocnictwa z samej Moskwy i wielu dowódcom radzieckim bardzo
zależało na jego pozytywnej opinii – mogli przecież w każdej chwili zostać
odwołani, a życie na dalekiej Syberii to jednak nie było to samo, co w
„zachodniej” - dla nich - Polsce.
Z tego powodu pułkownik D. nie miał łatwego życia. Jego żona
wspomina, że najczęściej Rosjanie zapewniali mu transport - wysyłali po niego
helikopter bojowy, który lądował na pobliskich łąkach, w którym zazwyczaj na inspektora czekał już
pierwszy „poczęstunek”. Wieczorem, albo na drugi dzień, pułkownika przyprowadzało
albo przynosiło do domu kilku rosyjskich żołnierzy. I tak przez lata…
Zatem nasze spotkanie z inspektorem, mimo, że był już na
emeryturze, nie było łatwe. W końcu trafiliśmy na popołudnie powiedzmy –
bardziej kontaktowe i usłyszeliśmy, że pułkownik D. widział na własne oczy
wejścia lub wjazdy do podziemi na terenie jednostek radzieckich i kilka z nich
mógł sobie przypomnieć.
Głównie były to betonowe wjazdy z wielkimi stalowymi
drzwiami, podobne do hangarów lotniczych – wszystkie miały być poniemieckie.
Z tego, co
zapamiętał, były to:
Krzywa – Krzywaniec: jadąc jak na Zgorzelec, po lewej
stronie było miasteczko dla pracowników, dalej powinno być skrzyżowanie z
kierunkiem na Bolesławiec, za nim, w lewo – skos miały znajdować się wjazdy do
podziemi;
Borne – Sulinowo: wjazdy miały znajdować się za
miasteczkiem, w kierunku jak na Darzec, czy Darzyce (zapewne chodzi o Nadarzyce
– przyp. Red);
Szprotawa: na terenie lotniska, ok. 200-300 m od hangarów,
po prawej stronie, miał znajdować się wjazd do podziemi;
Wrocław – Maślice: Rosjanie zaraz po wojnie zatrudniali w
jednostce wyłącznie swoich obywateli lub jeńców niemieckich. Wjazd do podziemi
miał być umiejscowiony z lewej strony kotłowni z kominem;
Inspektor wspominał coś też o potężnych bunkrach dla łodzi
podwodnych znajdujących się między Jastrzębią Górą a Cetniewem, i w
Świnoujściu.
Na tym rozmowa, powiedzmy, przerwała się. Kiedy próbowaliśmy
do niej powrócić kilka tygodni później okazało się, że pułkownik D. już nie
żyje.
W redakcji uważamy, że można jego słowa wziąć na poważnie.
Swego czasu nasz zespół badawczy działał na Maślicach i rzeczywiście – po lewej
stronie kotłowni było wejście do płytkich, sporych rozmiarów podziemi, w
których przez jakiś czas kwaterowali żołnierze. Można zatem zakładać, że i w
pozostałych przypadkach inspektor się nie mylił.
Z podobną „gościnnością” Rosjan spotkał się także swego
czasu polski oficer kontrwywiadu, major S, który w ramach współpracy z „bratnią
służbą” trafił do jednostki pancernej w pobliżu Bolesławca (Strachów – Pstrąże
– przyp. Red.) – namiot „powitalny” ustawiony był zaraz za bramą jednostki;
kiedy zrobiło się gorąco, bo było to latem, zapakowano wszystkich do gazików i
po chwili jechali już szerokim tunelem, wzdłuż ustawionych przy jednej ze ścian
czołgów, do niewielkiej kantyny znajdującej się w podziemiach.
Niestety, po wytrzeźwieniu major S. nie był w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów.
Po przejęciu terenu jednostki przez polską administrację próbowano zresztą
szukać tego tunelu, także przy pomocy naszej Redakcji, ale to już całkiem inna
historia…
Zdjęcia:
- zalane podziemne koszary na Maślicach we Wrocławiu
- czołg w tunelu w Stępinie (www.beskid-niski-pogorze.pl)