Historia poszukiwań „skarbów” na Ślęży, w okresie po II wojnie światowej, nieodłącznie związana jest z osobą Mariana Orłowskiego z Głogowa. Już w 1948 r. zwrócił się on do dyrektora Muzeum Narodowego we Wrocławiu z informację, iż według jego wiedzy na stoku Ślęży znajduje się zamaskowana sztolnia. Mimo czterokrotnych spotkań rewelacje Orłowskiego nie wzbudziły w nikim zainteresowania. Na miejsce sprowadził zatem ówczesnego komendanta lokalnego posterunku Milicji Obywatelskiej o nazwisku Wojciechowski i sprawą zainteresował władze powiatowe, spotykając się z przewodniczącym powiatowej Rady Narodowej Żygadłem.
Oczywiście nadal nic się nie działo, w związku z tym po jakimś czasie Orłowski zaczął wysyłać pisma do premiera Jaroszewicza. W liście z 14 października 1978 r. pisał między innymi:
„Szanowny panie Premierze,
w roku 1946 zbierając grzyby na górze Ślęża spostrzegłem podejrzane miejsce skalne, a będąc synem kamieniarza, więc od dziecka jestem obeznany z urobkiem skały, zacząłem się zastanawiać, że prawie maskująco była urabiana skała przy drodze, dość pokaźna ilość skały była odstrzelona ze zbocza a brak śladów odwiertu, tylko jeden jedyny, i to około 60 cm. Drugie, co mnie się rzuciło w oczy to to, że dno odstrzału znajduje się na poziomie z drogą i nie jest jednolitą skałą (…) co oznacza, że podłoże było wykonane w celach maskujących. Plus jeszcze do tego w jednym miejscu między głazami wepchnąłem giętki kij na głębokość 2,2 m, co niezbicie dowodzi, że w tym miejscu był zgłębiony szybik (…).
Rozpocząłem penetrować miejscowe społeczeństwo, bo w tym
czasie było jeszcze tam dużo Niemców i naszych, którzy podczas wojny tam
pracowali. Od różnych osób i w różnym czasie zebrałem bardzo dużo prawdziwych
wydarzeń, i faktów jakie wydarzyły się od jesieni 43 r. do jesieni 45 r. a
zatem już za naszej władzy. Bo jesienią 45 r. w leśniczówce na przełęczy Tąpadła
została wymordowana cała rodzina niemieckiego leśniczego, za co przez Niemców
zostali obciążeni Rosjanie Ja ten mord skojarzyłem z przeładunkiem chowanych
majętności, bo moim zdaniem ta niemiecka rodzina była przypadkowymi
obserwatorami przeładunku przeoczonymi przez Niemców. (…)
Skojarzyłem też z zaistniałych faktów, kiedy i jak została wykonana sztolnia, bo jeszcze nawet po wojnie na kopalni magnezytu w Sobótce pozostały ślady (…)”
Mimo usilnych zabiegów Orłowskiego sprawie nie nadano wówczas żadnego biegu. Do czasu – ale o tym w następnym odcinku!