Prokurator Palewski
(nazwisko zmienione) jest wysokim, szczupłym mężczyzną doskonale wyglądającym
jak na swój wiek – pracę w prokuraturze zakończył przecież wiele lat temu a
obecnie prowadzi we Wrocławiu wraz z żoną kancelarię prawną. Ale nadal nie dają
mu spokoju informacje z którymi zetknął się w trakcie swojej pracy, a które nie
znalazły jak dotąd potwierdzenia. To dzięki niemu natrafiamy na interesujące dokumenty;
w tym wypadku są to zeznania złożone przez jego kolegę - prokuratora w
stanie spoczynku Emila Urbańskiego. Zeznania zostały zaprotokołowane w
Prokuraturze Rejonowej w Legnicy 6 września 1993 r. – a mowa w nich o czasach
dużo wcześniejszych - źródłem informacji miał być niezidentyfikowany 75-letni
wówczas (w 1972 lub 1973 r.) mężczyzna, którego do prokuratora Urbańskiego
przyprowadził ówczesny prokurator powiatowy Józef Bzdęga – sprawa dotyczyła
obiektu zajętego przez stacjonującą w Legnicy Armię Radziecką, a Urbański
zajmował się sprawami związanym z zagranicznym obrotem prawnym. Bzdęga został w 1977 r. przeniesiony służbowo
do Gdyni; sporządzone podczas przesłuchania dokumenty nie zostały
zarejestrowane oficjalnie w prokuraturze i jak sądzi Urbański ma je żona Bzdęgi
- Wanda.
Po latach, 18 marca 1992 r. Urbański zgłosił sprawę Jerzemu
Milewskiemu – ówczesnemu szefowi Urzędu Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii
prezydenta RP, ale tematu nikt nie podjął, dlatego zdecydował się na zgłoszenie
osobiste w prokuraturze. Co też nic nie dało.
Główny informator do pracy w Niemczech wyjechał zapewne
jeszcze przed wojną „za chlebem”, gdyż podczas wojny nie miał statusu robotnika
przymusowego – był człowiekiem wolnym. Pracował jako murarz, posadzkarz i stolarz,
a zlecenia otrzymywał między innym od osób będących na stanowiskach
państwowych.
Wiosną 1945 r. kiedy wojska radzieckie zbliżały się do
Wrocławia, jego pracodawca – był nim prawdopodobnie prezes sądu karnego w
Legnicy, polecił mu zabrać narzędzia murarskie i zaprowadził na teren Sądu Okręgowego.
O zmroku na podwórko, które jeszcze w tym czasie, czyli kiedy spisywano pierwotny
protokół (1972-73 r.) było otoczone wysokim murem, wjechały wojskowe
ciężarówki, zakryte plandekami, z których wysiedli żołnierze SS (około
dwudziestu) i około dwunastu więźniów.
Razem z więźniami świadek zamurowywał w piwnicy, w części przyległej do
kotłowni centralnego ogrzewania, część korytarza, tworząc wnękę. Po wykonaniu fragmentu
muru do wnęki więźniowie wnieśli drewniane, ciężkie skrzynie, podobne do skrzyń
używanych do przenoszenia amunicji artyleryjskiej. Po ustawieniu ich w niszy (było ich około
trzydziestu) świadek dokończył murowanie ścianki i zgodnie z poleceniem, że
ścianka ma się nie różnić od sąsiednich, oprószył ją pyłem węglowym i kurzem.
Po zakończeniu pracy ukrył się w zakamarkach piwnicy, bo o świcie w mieście
pojawili się już żołnierze radzieccy.

Po przesłuchaniu przez Urbańskiego mężczyzna wykonał szkic
ukazujący położenie skrytki i zgodził się pojechać na miejsce, by ją wskazać. Udał
się tam z prokuratorem powiatowym (Bzdęgą), który wykonał własny szkic
umiejscawiający miejsce ukrycia w budynku sądowym. Obaj prokuratorzy (Urbański
i Bzdęga) postanowili nie rejestrować tego przesłuchania, ani nie informować o
nim przełożonych aż do czasu, gdy budynek nie zostanie przekazany władzom
polskim, bowiem stacjonowała tam jeszcze wówczas komendantura garnizonu wojsk
radzieckich.
Budynki obecnego sądu okręgowego przy
ul. Złotoryjskiej 40 wzniesiono w latach 1870-1873.Pierwotnie
w obiekcie mieścił się niemiecki Sąd Krajowy i Okręgowy Land - und
Amts Gericht. Po II wojnie światowej od 1945
roku gmach zajęła radziecka Komendantura Wojskowa. Po opuszczeniu
miasta przez wojska radzieckie w 1993 r. budowla została przekazana władzom
polskim.
Do zespołu budynków Sądu Okręgowego wchodzi
trzykondygnacyjny gmach zbudowany z czerwonej cegły w kształcie litery T z
głównym wejściem znajdującym się od ulicy Złotoryjskiej oraz budynek postawiony
w latach 30. XX wieku stojący przy ulicy Gwarnej. Obiekt przylega do budynku
pierwszego, wzniesiony został na planie prostokąta.
Oczywiście po zapoznaniu się z dokumentami na miejsce udał się
zespół badawczy Exploratora. Dzięki pomocy działu technicznego sądu udało się
ustalić miejsce dawnej kotłowni, która, po wielu przebudowach została zaadaptowana
na cele dla przywożonych na przesłuchania osadzonych.
Jedynym miejscem nie przebadanym była przestrzeń pod schodami
wejściowymi, którą nikt nigdy się nie zainteresował. Zapewne słusznie – jeżeli
prokurator ze świadkiem został wpuszczony na teren komendantury wojsk
rosyjskich musiał on wyjawić powód swojej wizyty.
Dlatego raczej już nie ma co szukać. Choć może, gdyby
przeprowadzić dokładną inwentaryzację piwnic to kto wie…