Poszukujemy - Odkrywamy

Poszukujemy - Odkrywamy

poniedziałek, 22 marca 2021

Tajemnice Ślęży - część 4

Pierwsze informacje o tym, że na Ślęzy mogą znajdować się ciekawe pozostałości II wojny światowej pojawiły się w 1974 r. kiedy to za zgodną polskich władz Przedstawiciele Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD przeprowadzali rozpoznanie wśród autochtonów zamieszkałych w rejonie Sobótki. Prawdopodobnie oficjalnie chodziło o poszukiwanie zbrodniarzy wojennych czy tajnych organizacji faszystowskich, ale tematy pytań zdecydowanie odbiegały od oficjalnego celu, gdyż koncentrowały się głównie na ustaleniu transportów specjalnych jakie pod koniec wojny wjeżdżały na szczyt góry, systemu ochrony wejść na Ślężę itp.

Oczywiście później polski kontrwywiad przesłuchał ludzi będących w kręgu zainteresowań Stasi i stąd wiadomo, że góra była chroniona przez Wehrmacht i zasieki z drutów, a na szczycie były prowadzone działania specjalne i wjeżdżały samochody ciężarowe eskortowane przez SS, zawierające skrzynie z dokumentami i wartościowymi przedmiotami.

Odgrzebano wówczas list Orłowskiego, by utajnić działania i na tej bazie w 1979 r. sprowadzono na Ślężę żołnierzy, dźwig i inż. Zdzisława Gryskę z Wojskowego Instytutu Techniki Inżynieryjnej z odpowiednim sprzętem. Jak zapisano w dokumentach: „Prace podjęte w miejscu wskazanym przez Orłowskiego nie zostały zakończone z powodu pogody i niedostatku sprzętu”, za to… przeprowadzono badania na szczycie i ustalono duże anomalie magnetyczne.


Dla sprawdzenia tych wyników dyrektor ówczesnego ośrodka archeologiczno – konserwatorskiego - Tadeusz Kaletyn wysłał na górę w październiku 1979 r. pracownika naukowego politechniki wrocławskiej Stanisława Sobańskiego  - otrzymano podobne wyniki z zastrzeżeniem, że wpływ na nie mógł mieć pracujący na szczycie nadajnik. W raporcie napisano: „Podsumowując całość przeprowadzonych badań można przypuszczać, że zarejestrowany anomalny obraz magnetyczny jest wywołany sztolnią lub podziemnym chodnikiem wykutym w skale. Chodnik ten prawdopodobnie stromo upada zbliżając się do zachodniego zbocza góry. Wylot tego chodnika znajduje się w rejonie objętym badaniami”.

Podobne badania w czerwcu 1980 r. przeprowadził Jan Łuczejko, który uznał jednak, że: „Wyniki były niejednoznaczne, nie dające żadnych jasnych odpowiedzi”.

Równolegle zainicjowane zostały kolejne działania, w tym kwerenda w dziale rękopisów Ossolineum i w czerwcu 1981 r. na Dolnym Śląsku pojawiła się wysłana z Warszawy urzędniczka o nazwisku Bukowska, która wraz z przedstawicielem Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej i dyrektorem Kaletynem, w towarzystwie lokalnego nadleśniczego i kierownika schroniska przeprowadziła na szczycie góry wizję lokalną mającą ustalić zakres prac przy poszukiwaniu lochów na szczycie. Przy okazji zebrano do badań porzucone na stoku góry szczątki sań, którymi prawdopodobnie wożono na górę skrzynie, by poddać je ekspertyzie.

W tajnej notatce urzędowej z maja 1981 r. Kierownik Biura Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich Bronisława Pijałkowska podsumowała wykonane prace: „Przeprowadzono badania na szczycie i ustalono duże anomalie magnetyczne wskazujące na istnienie podziemnego chodnika wypełnionego żelazem i metalami kolorowymi. Ze wskazań aparatury wyciągnięto wniosek, że na głębokości 7-10 m w badanym terenie znajduje się duża grota wypełniona metalowymi przedmiotami”.

Na tym badania zostały zakończone. Dobra ukryte w miejscu wskazanym przez Orłowskiego i te schowane przez SS na szczycie mogą spokojnie sobie niszczeć. Skutecznie chronią je przepisy dotyczące parków krajobrazowych i przede wszystkim niechęć urzędników różnych szczebli do przeprowadzania jakichkolwiek działań.

Na zdjęciach:

- Przedwojenna widokówka z widocznymi wejściami do podziemi
- Fragment raportu z badań elektroporowych
- Tajna notatka urzędnicza z wyjazdu na Dolny Śląsk