Autorem pierwszych relacji na temat
podziemnego magazynu na terenie Stadionu Olimpijskiego był Stanisław D.,
przedwojenny zastępca Okręgowego Inspektora Ochrony Skarbowej w Stanisławowie.
Po wojnie pracował we wrocławskiej Izbie Skarbowej, w wydziale IV, który
zajmował się wykrywaniem przestępstw skarbowych i odzyskiwaniem mienia
poniemieckiego porzuconego lub ukrytego na terenie województwa wrocławskiego.
Stąd właśnie D. uzyskał od jednej z
autochtonek informację, że jej mąż (inna wersja mówi, że ojciec) pracował w
czasie wojny w podziemiach znajdujących się na terenie stadionu. Do weryfikacji
tego doniesienia wówczas nie doszło; D. twierdził, że kobieta zażądała zbyt
dużej nagrody za wskazanie miejsca, jednak można powątpiewać w taką wersję
wydarzeń - ówczesny aparat skarbowy i Urząd Bezpieczeństwa z pewnością mogły
zmusić autochtonkę do wyjawienia szczegółów. Być może D. sprawy po prostu nie
zgłosił oficjalnie (znamy z dokumentacji sporo przykładów takich zachowań) - przetrwały
jedynie relacje o jej zeznaniach zapamiętane przez niego samego.
Najistotniejsze pod względem weryfikacyjnym fragmenty (relacja z 1987 r.)
mówią:
“Na miejsce pracy dowożony był on
(mąż, lub w innej wersji - ojciec) windą znajdująca się bezpośrednio pod wieżą
zegarową”.
“Do magazynu prowadziły również dwa
inne wejścia - jedno w pobliżu bramy 24, drugie oddalone było od korony
stadionu o 250 - 300 m i znajdowało się w betonowym bunkrze na terenie parku
szczytnickiego tuż za płotem stadionu, w pobliżu strzelnicy”.
W 1994 r. w rozmowie z ppłk. Lechem
Gołębiewskim, kierownikiem grupy poszukiwawczej utworzonej przy Miejskim
Inspektoracie Obrony Cywilnej Stanisław D. twierdził, że zespół Ochrony
Skarbowej zbadał, po uzyskaniu relacji, teren stadionu:
“Bunkier, który był prawdopodobnie
jednym z wejść do magazynu znajdował się między stadionem, a dzielnicą Zalesie.
Był to ogromny wykop w kształcie podkowy, do którego można było dość głęboko
wjechać. Kiedy nad nim stałem, wydawało mi się, że mógł mieć głębokość około
ośmiu - dziesięciu metrów. Tuż po wojnie musiał zostać wysadzony, bo wszystko
dookoła zostało porozwalane (...). Ten rozwalony bunkier oglądali wojskowi.
Powiedzieli nawet, że chętnie go wysadzą, żeby zobaczyć, co jest dalej, ale wskutek
tego, we wszystkich okolicznych oknach wylecą szyby.”
Pracownica stadionu (zatrudniona od
1951 r. ) zapytana o ów bunkier stwierdziła: ”Uruchomiono na nim
wysypisko śmieci”.
W połowie 1944 r. lotnictwo brytyjskie przeprowadziło szereg lotów zwiadowczych nad Wrocławiem, w wyniku których powstały, przy wykorzystaniu informacji wywiadu, mapy, a później „wykonawcze” zdjęcia lotnicze z zaznaczeniem obiektów przeznaczonych do bombardowania. Stadion Olimpijski nie znajdował się jednak w zakresie zainteresowania ówczesnych służb wywiadowczych (choć niektóre obiekty znajdujące się kilkaset metrów od stadionu już tak), z czego można wysnuć wniosek, iż ewentualny stadionowy magazyn musiał mieć raczej znaczenie zaopatrzeniowe, niż militarne. Potwierdzałby to także fakt zatrudnienia tam osoby cywilnej, jaka miał być mąż (ojciec?) wspomnianej autochtonki.
Na zdjęciu lotniczym z 1944 r, a także pierwszych zdjęciach powojennych widoczny jest boczny zjazd do magazynu, o którym wspominał D., wysadzony pod koniec wojny, a później zasypany i splantowany.
W 1995 r. Andrzej S., były główny
energetyk Stadionu Olimpijskiego mówił: "Informacje o tym, że pod stadionem
znajdują się podziemne bunkry, otrzymałem po raz pierwszy od syna projektanta
obiektu - Konwiarza, który aktualnie zamieszkuje w Hamburgu. Pokazywał mi on
zresztą odbitkę kserograficzną z encyklopedii niemieckiej, która informowała,
że pomieszczenia dla komendantury stadionu i orkiestry zostały zlokalizowane
pod ziemią. Pracując jako główny energetyk na Stadionie poszukiwałem oczywiście
tych pomieszczeń, ale ich nie znalazłem. Odkryliśmy natomiast pod płytą
piłkarską kable zasilające, wiodące w głąb ziemi. (...). (Do bunkra) można się
było dostać także przy pomocy dwóch pochylni, z których jedna wiodła podobno z
Zalesia, druga zaś od strony Sępolna. Opowiadał mi o tym jeden z mieszkańców
Zalesia, który przebywał we Wrocławiu w czasie wojny i który widział, jak w
kierunku stadionu podążały załadowane konwoje ciężarówek”.
Winda i wejście
do magazynu miały znajdować się w budynkach tzw. wieży zegarowej - na której
były wyświetlane były wyniki rozgrywek, znajdującej się w północnej części
stadionu (nie chodziło zatem o badaną przez przeróżnych eksploratorów wieżę,
znajdującą się po wschodniej stronie obiektu). Winda miała znajdować się po
lewej stronie przejścia wiodącego na płytę stadionu – dotąd istnieje
pomieszczenie, dostępne z zewnątrz jedynie przy pomocy zewnętrznych schodków
metalowych, które zostało zidentyfikowane przez jednego ze świadków jako dawna
maszynownia windy. Wejście do magazynu przy pomocy klatki schodowej miało
znajdować się po drugiej stronie przejścia na płytę stadionu, w pobliżu bramy
42, ale także ono miało zostać po wojnie zagruzowane i później zabetonowane.
W ten sposób zabetonowana została także
i jedna z tajemnic podziemnego Wrocławia…
Na zdjęciach:
- przedwojenny widok stadionu;
- domniemany zjazd do magazynu na zdjęciu brytyjskiego wywiadu;
- pomieszczenie, które miało być maszynownią windy prowadzącej do podziemi.