Poszukujemy - Odkrywamy

Poszukujemy - Odkrywamy

środa, 13 marca 2019

Ukryty bunkier w Przesiece


Przesieka to niewielka wioska w kotlinie jeleniogórskiej, w eksploracji znana między innymi z tego, że w znajdującej się tam ongiś restauracji “Waldschlösschen” po wojnie znaleziono składowisko polskich dzieł sztuki - 9 lipca 1945 r. prowadzący akcję rewindykacyjną Witold Kieszkowski natrafił tam na 70 skrzyń i sporo luźno stojących obrazów. Trzy największe skrzynie, oznaczone M1, M2, M3 miały napis: “Lemberg” (Lwów) - “Matejko”. Były w nich między innymi tak znane dzieła jak “Unia Lubelska”, “Batory pod Pskowem” i “Rejtan”. Restauracja obecnie już nie istnieje - był to drewniany budynek o numerze 74, który, zaniedbany i opuszczony, został rozebrany w latach 80-tych.


Dekadę później (30 września 1993 r.) jeden z Autorów „Exploratora” otrzymał intrygujący list:
„Tak się składa, że ja wiem dużo na temat depozytów z banku Hirschberg. Otóż ojciec mój, działacz partyjny, został skierowany przez partię do Jeleniej Góry w celu, jak to się wtedy mówiło „zorganizowania i utrwalania władzy ludowej” (…). Ojciec, z polecenia władz zajął się przejmowaniem od Rosjan mienia poniemieckiego na terenie Dolnego Śląska, a szczególnie okolic Jeleniej Góry. Z tego tytułu jeździł ze swoją grupą po różnych miejscowościach, spotykał się z Niemcami, którzy jeszcze pracowali na różnych stanowiskach. Tak poznał doktora W. – Niemca polskiego pochodzenia, ożenionego z Niemką i od lat mieszkającego w Rzeszy. Otóż doktor W. , chemik, pracował w filii IG- Farbenindustrie w Jeleniej Górze przy badaniach nad jakąś bronią, prawdopodobnie rakietową. Ponieważ zbliżał się front Niemcy całą dokumentację  przechowywali w sejfach jeleniogórskiego banku.

Otóż pan W. twierdzi, że w przeddzień zajęcia Hirszberg przez Rosjan, Niemcy wywieźli z tego banku kilka samochodów skrzyń, w których prawdopodobnie była dokumentacja prowadzonych badań oraz złoto i inne walory.  Aczkolwiek pan W. opowiadając pozostawiał wiele niedomówień, jednak ojciec był przekonany, że on wiedział, gdzie transport został ukryty (…) Prawdopodobnie nasz wywiad wpadł na ślad działalności pana W. i został on aresztowany. Ojciec mój był wtedy ważniakiem i znał niektóre aspekty toczącego się śledztwa. (…)

Jeszcze jeden powód utwierdzał ojca w tym, że warto tego (ukrycia – przyp. Redakcji) szukać. Otóż w 1947 r. nadzorował akcję przesiedlenia ludności niemieckiej z terenu Dolnego Śląska do Reichu i w Cieplicach natknął się na Niemkę z dwojgiem chorych i głodnych dzieci. Załatwił im opiekę lekarską i dał dwa bochenki chleba i puszkę tuszonki. Niemkę tak to wzruszyło, że zaproponowała, że wskaże miejsce w Przesiece, gdzie pod koniec marca 1945 r. wraz z wieloma kobietami została przez SS-manów zmuszona do zasypywania ziemią i maskowania wielkiego bunkra. Określiła jego rozmiary gdzieś na dwadzieścia kroków. Ojciec zabrał ją samochodem do Przesieki i okazało się, że mówiła prawdę. Ojciec opowiadał mi, że za pomocą długiego pręta z ogrodzenia jakiejś willi nakłuwał ziemię i za każdym razem na głębokości jednego metra pręt napotykał na twarde podłoże.
(..)


Ja tam byłem z ojcem w 1952 r. , znam też położenie bunkra, aczkolwiek rosły na nim drzewa i krzewy, to jednak gdy wbijałem szpikulec w dwóch miejscach wskazanych przez ojca, za każdym razem natrafiałem na beton – szpikulec się giął (…) Ojciec doszedł do wniosku, że ta sprawa go przerasta ze względu na brak możliwości dotarcia do wnętrza bunkra w sposób niezwracający niczyjej uwagi (…)”. 

Podpisane: „Zorientowany”

I to tyle, jeśli chodzi o ciekawsze fragmenty listu, pełnego zresztą błędów ortograficznych. Oczywiście nasz Autor próbował skontaktować się ze „Zorientowanym”, ale mimo umieszczenia w ówczesnym „Słowie Polskim” ogłoszenia o żądanej treści więcej o nim nie usłyszeliśmy.

Na koniec jeszcze jedno zdanie z jego listu:
„Uprzedzam, że nie jestem filantropem, mam dwie alternatywy – albo Polacy zapłacą mi za mówienie, albo nawiążę kontakt z konsulatem RFN-u i Niemcy zapłacą mi za milczenie”…